Spór o śmieci: Kolbudy kontra Szadółki
Władze Kolbud domagają się likwidacji wysypiska śmieci na gdańskich Szadółkach. - Dość smrodu i skażonej wody pobliskiego potoku! - grzmi wójt Leszek Grombala. - Jeszcze jeden kłamliwy zarzut i spotkamy się w sądzie - odpowiada Dariusz Sylwestrzak, szef Zakładu Utylizacyjnego.
Radni Kolbud wystosowali w tej sprawie list do gdańskiej rady miasta. Żądają w nim zdecydowanych kroków, które przyspieszą likwidację wysypiska. Gdańsk szykuje spotkanie obu stron.
- W końcu! Otaczające zakład miejscowości - Kowale, Otomin i Jankowo, przeżywają koszmar - mówi wójt Kolbud Leszek Grombala. - Natomiast worki foliowe, czy papier niesiony przez wiatr znajdują na swoich balkonach i podwórkach. Nie wspomnę o potwornym smrodzie.
Nie to wójta jednak martwi najbardziej.
- Jak to mówią, do smrodu nawet król się przyzwyczai - kontynuuje Grombala. - Gorzej z pobliskim Potokiem Kozackim, którego woda od lat jest zanieczyszczana odciekami. Od lat słyszymy, że problem zostanie rozwiązany, a nic się nie dzieje.
Dariusz Sylwestrzak, szef Zakładu Utylizacyjnego w gdańskich Szadółkach nie kryje zdenerwowania.
- Jeszcze raz usłyszę ten argument i wejdę z wójtem na drogę sądową - deklaruje. - Od pięciu lat odcieki nie spływają do potoku. Odcięliśmy dostęp w miejscu dopływu, woda jest przepompowywana, planujemy budowę rurociągu poza składowiskiem. To jednak wójta nie interesuje. Dziwią mnie te ataki. Przecież całe Kolbudy korzystają z naszego wysypiska.
Grombala: - Podpisuję umowę z przewoźnikiem, nic mi do tego, gdzie on decyduje się wywozić odpady. Staję murem za mieszkańcami, którzy mają dość takiego życia.
To nie jedyny kłopot Gdańska z wysypiskiem na Szadółkach. Miasto w 2005 roku złożyło wniosek o dofinansowanie unijne modernizacji zakładu. Ma tam powstać sortownia i kompostownia. Koszt: 250 mln zł. Polska wchodząc bowiem do Unii Europejskiej zobowiązała się do redukcji nieczystości. Większość z nich składowana jest głównie na wysypiskach czy spalana w spalarniach. Obie metody szkodzą środowisku. Szczególnie składowiska, które zajmują coraz więcej powierzchni, zanieczyszczają powietrze, wodę i glebę. Dlatego postanowiono ograniczyć ich powstawanie i rozpropagować recykling, czyli maksymalne wykorzystanie odpadów (papieru, szkła i tworzyw sztucznych). Np. z aluminium wytwarza się puszki, a z gazet i tektury pudełka czy chusteczki do nosa, dzięki czemu redukuje się wycinkę drzew. Śmieci z gospodarstw domowych (po wcześniejszym wystortowaniu w wyniku procesu kompostowania z biologicznie aktywnych odpadów) mogą służyć do wytworzenia nawozu wykorzystywanego w rolnictwie lub do rekultywacji skwerów czy parków. Tego chce Gdańsk. W Szadółkach składowanych jest prawie osiem milionów ton śmieci. Po modernizacji zostanie 30 procent.
- 12 hektarowe wysypisko, z którego przy fatalnej pogodzie dociera przykry zapach do okolicznych miejscowości, zostanie zamknięte i przysypane do końca przyszłego roku. Następne będą mogły być mniejsze, co zminimalizuje fetor do minimum i szybciej uszczelniane - tłumaczy Sylwestrzak. - Nie nasza wina, że od trzech lat czekamy na decyzję UE, która zablokowała projekty odpadowe, bo poprzedni rząd nie przygotował wymaganego programu operacyjnego. W grudniu 2007 w końcu obie strony doszły do porozumienia, ale pieniędzy nadal nie widać. Dlatego miasto poręczyło nam kredyt, bo dłużej z inwestycją czekać nie możemy.
W listopadzie ogłoszono przetarg na wykonawcę. Zanim jednak doszło do rozstrzygnięcia firmy oprotestowały warunki zamówienia. Sprawa trafiła do sądu arbitrażowego. Finał 9 kwietnia.
Źródło: Gazeta Wyborcza Trójmiasto