Spacer w błocie
Po uwagach z ubiegłego tygodnia na temat pięknych działek bez prądu i ich wysokich cen dostałam list od czytelniczki, która pisze m.in., że najlepszy czas na szukanie ziemi to rzeczywiście wiosna, ale...
– Nie taka, gdy brnie się po kostki w błocie, a podmuchy wiatru przypominają o zimie. Wymarzyłam sobie dom i znalazłam prawie idealny projekt, który wymaga niewielkich poprawek. A teraz zamierzam wynaleźć idealną działkę na weekendowej wycieczce rowerowej za miasto, zieloną, słoneczną – opowiadała pani.
Proszę mi wierzyć: szczerze wzruszyło mnie takie romantyczne podejście do tematu. Naprawdę nie ma nic wspanialszego niż realizacja marzeń, szczególnie o budowie domu, o czym przekonywali naszą redakcję właściwie wszyscy uczestnicy konkursu „Dom marzeń Polaka”.
Wiem jednak także, również z listów czytelników, że dla osób z tak idealistycznym podejściem do budowy domu bardzo bolesne bywa zderzenie z rzeczywistością. I nie chodzi tu już nawet o tak przyziemne sprawy jak trudności w podłączeniu prądu, ale o inne konsekwencje związane z nieprzemyślanym zakupem wymarzonej działki.
Pamiętam na przykład historię młodego małżeństwa, które kupiło działkę, bo urzekło ich położenie i piękne bazie... Gdy dokonali transakcji i geodeta wbił łopatę w ziemię, okazało się, że tuż pod gruntem jest... woda. Potem ktoś im powiedział, że właśnie dlatego wierzby są w tej okolicy tak ładne. A łopatę powinni wbić znacznie wcześniej, by sprawdzić, czy teren nie jest podmokły.
Polecam więc wycieczki w poszukiwaniu działki wczesną wiosną, a także jesienią, najlepiej gdy pogoda powoduje, że trzeba brnąć po kostki w błocie. Wtedy o gruncie można się dowiedzieć więcej, niż robiąc rekonesans w czerwcowe południe. I lepiej najpierw wybrać teren pod budowę, a później dopiero projekt domu, dopasowując marzenia do rzeczywistości.
Źródło : Rzeczpospolitadrukuj stronę 2008-02-18