GEODEZJA Strona główna

GEODEZJA

Strona główna » Aktualności » Gminy grożą: szlaban na wiatraki
Szukaj nieruchomości

Rodzaj nieruchomości:

Miejscowość:

Cena max (zł):

 

Pow. min (m2):

 

Pow. max (m2):

 

ID:

 

Szukany wyraz :

 

Szukaj projektu

biuro projektowe:

typ zabudowy:

Cena max (zł):

 

Pow. min (m2):

 

Pow. max (m2):

 

ID:

 

Szukany wyraz :

 

Kontakt:


Usługi geodezyjne

SKALAR

Waldemar Wrześniewski

ul. Długa 30D9
84-240 Reda
­

skalar@post.pl

tel.: 602 475 855

NIP: PL 841-121-57-69
REGON: 771277167

Gminy grożą: szlaban na wiatraki

Pomorskie gminy, w których powstają farmy wiatrowe, żądają, by inwestorzy szczodrzej dzielili się z nimi zyskami. Jeśli nie, zablokują budowę nowych wiatraków.

Gminy leżące w pasie nadmorskim to polskie zagłębie energetyki wiatrowej. Gigantyczne wiatraki wpisały się w krajobraz okolic m.in. Pucka, Swarzewa, Kobylnicy.

O ile do 2006 r. posiadanie na swoim terenie farmy wiatrowej oznaczało dla gminy duże zyski (opodatkowaniu podlegała cała inwestycja), to po zmianie przepisów sytuacja samorządów znacznie się pogorszyła - odtąd podatek pobierany jest tylko od tzw. części budowlanej, czyli np. fundamentu i masztu (bez turbin i innych urządzeń).

Dochody spadły, dlatego zainteresowane samorządy założyły Stowarzyszenie Gmin Przyjaznych Energii Odnawialnej (zrzesza 15 pomorskich miejscowości), by walczyć o większe wpływy. - W mojej gminie działa jedna farma z 24 wiatrakami. Ale już powstają następne trzy i niedługo w Kobylnicy będzie 88 wiatraków. Gdybyśmy pobierali podatek od całości inwestycji, do kasy wpłynęłoby 15 mln. Teraz dostajemy niecałe 4 mln. Dla naszego budżetu, który wynosi 33 mln, to potężna różnica - mówi wójt Leszek Kuliński, który próbuje nakłonić inwestorów, by zgodzili się ponosić wyższe koszta. Proponuje, by przez pierwszych 10 lat płacili podatek w wysokości 1 proc. od całości budowli, a po 10 latach 2-procentowy.

Co na to inwestorzy? Jan Kowalski z Polskiej Grupy Energetycznej uważa, że to rozwiązanie nie do przyjęcia. - Energia wiatrowa jest najdroższa ze wszystkich. Inwestycja w farmę zwraca się najwcześniej po 15 latach, a jej żywotność określa się tylko na 20 lat. Jeśli dobijemy inwestora wyższym podatkiem, to będzie katastrofa dla naszej energetyki wiatrowej.

Samorządowcy zapowiadają jednak, że jeśli inwestorzy nie będą skłonni do ustępstw, gminy mogą zablokować powstawanie nowych farm. - Wystarczy, że wstrzymamy prace nad uchwalaniem miejscowych planów - mówią.

Jan Kowalski z PGE: - To byłoby samobójstwo ze strony gmin. My możemy budować farmy na morzu. Tam samorządowcy nam nie przeszkodzą - ripostuje. Mimo to widzi szansę na porozumienie: - Zamiast zmieniać przepisy podatkowe, lepiej dogadać się z wójtami i wspierać finansowo konkretne przedsięwzięcia w gminach.

Konflikt nie dotyczy tylko zwaśnionych stron. Zakładnikiem w tym sporze jest rząd, zobowiązany przez unijne dyrektywy do zwiększenia produkcji energii odnawialnej. - Do 2020 r. musimy podnieść udział tzw. zielonej energii w ogólnym bilansie do co najmniej 20 proc. Dlatego szybki rozwój elektrowni wiatrowych jest niezbędny - mówi Andrzej Nehrebecki, szef grupy ekspertów parlamentarnego zespołu ds. energetyki.

Za mało wiatraków

Liczba elektrowni wiatrowych w Polsce należy do najniższych w Europie. Nasze turbiny mogą dziś wytwarzać ledwie 276 MW energii. Pod tym względem zajmujemy 24. miejsce na świecie. Największym producentem elektryczności z wiatru są Niemcy, które mają turbiny o mocy ponad 22 GW

Źródło: Gazeta Wyborcza Trójmiasto

drukuj stronę   2008-03-18