Kupujących mało, pośrednikom daleko do euforii
Jesień i okres przed świętami Bożego Narodzenia to tradycyjnie okres dużego ożywienia na rynku nieruchomości. Jednak w tym roku jest inaczej – pośrednicy nie notują szczególnie wzmożonego popytu. Wyjątkiem są działki budowlane.
– Pewne ożywienie pojawiło się na początku października, choć z pewnością
daleko jeszcze do oczekiwanej gruntownej poprawy na rynku – mówi Marcin
Jańczuk, dyrektor ds. rozwoju w agencji Polanowscy Nieruchomości.
Wraz ze zbliżającymi się świętami wzrasta tendencja do sfinalizowania
transakcji jeszcze przed gorączkowym okresem zakupów. Dla niektórych jest to
okazja do korygowania ceny ofertowej, by w ten sposób przyciągnąć
zainteresowanie kupujących. Czy w tym roku będzie inaczej?
Nie widać zwiększonego popytu
W agencji Emmerson Nieruchomości pośrednicy nie widzą szczególnego ożywienia
na rynku sprzedaży mieszkań i domów przed świętami, raczej jest odwrotnie.
– Rzeczywiście, w ostatnich latach można było zaobserwować ożywienie w tym
okresie, ale wynikało to raczej z ogólnego boomu nakręcającego popyt oraz z
corocznych zapowiedzi o likwidacji ulgi remontowej. W tym roku nie widać
jakiegoś sezonowo zwiększonego popytu – mówi Waldemar Oleksiak, dyrektor Działu
Badań i Analiz w Emmerson Nieruchomości.
Analitycy rynku wtórnego mówią o okresie wyhamowania i uspokojenia na rynku.
Klienci oczekują korekty cen w dół, ale nie wszyscy właściciele są skłonni do
negocjacji cenowych.
– Oczekujemy wzrostu zainteresowania kupnem mieszkań na wiosnę, wtedy
sytuacja powinna się ustabilizować, a raczej wrócić do normy – dodaje Waldemar
Oleksiak.
Serie przecen
– Tradycyjnego jesiennego ożywienia raczej nie ma. W starych dobrych czasach
o tej porze roku pośrednicy mieli swoje żniwa, teraz tego nie ma. Zawsze
pierwszym miesiącem tego ożywienia był wrzesień. Tym razem nic się nie zmieniło
– mówi Tomasz Lebiedź z agencji Lebiedź i Lebiedź.
Zgadza się on z opinią, że popytu nie nakręca w tym roku jakakolwiek
zapowiadana zmiana przepisów podatkowych od nowego roku. Rynek jest spokojny
także dlatego, że ci, którzy chcieli kupić mieszkanie, raczej już to zrobili.
– Zostali ci, którzy mieli słabą zdolność kredytową, a teraz, gdy
zapowiadają podwyższenie stóp procentowych, tym bardziej nie będzie ich stać na
zakup mieszkania – twierdzi Tomasz Lebiedź. – Nic więc dziwnego, że mieszkania
przestały się sprzedawać w takim tempie jak dawniej. Mamy teraz raczej serie
przecen nieruchomości. I tylko takie – przecenione – cieszą się
zainteresowaniem.
Na sytuację na rynku zareagowali też deweloperzy, jeśli zbyt długo czekają
na nabywców, zaczynają schodzić z cen lub oferują jakieś bonusy.
Banki przykręciły kurek
– Daleko nam do euforii. Tegoroczna jesień, w przeciwieństwie do tego, co
się działo jeszcze dwa – trzy lata temu, jest bardzo słaba pod względem liczby
zawieranych transakcji – mówi Danuta Grelewicz-Pogórska z Agencji AD.
Drągowski.
Jej zdaniem bardzo duży wpływ ma na to coraz mniejsza dostępność kredytów
hipotecznych.
– Z jednej strony produkty bankowe stają się coraz bardziej przyjazne np.
dla ludzi starszych. Z drugiej jednak są znacznie mniej dostępne niż do
niedawna, gdyż drożeją – mówi Danuta Grelewicz-Pogórska.
Niższe są także kwoty zawieranych transakcji. Nie tylko dlatego, że kupujący
zawzięcie targują się lub sprzedający schodzą z cen, widząc, że zbyt długo
czekają na nabywcę.
– Bywa i tak, że to my, jako agencja, sami zachęcamy sprzedających do
obniżenia ceny ofertowej nieruchomości, gdyż wiemy, że za tak wysoką kwotę,
jakiej żąda sprzedający, nie uda nam się tego sprzedać – mówi Danuta
Grelewicz-Pogórska.
Chętni na ziemię
Według Leszka Baranowskiego z agencji Bracia Strzelczyk, jeśli można mówić o
ożywieniu, to tylko w segmencie sprzedaży działek o przeznaczeniu budowlanym,
ale niezbyt dużych – o powierzchni nie przekraczającej 1000 mkw. i cenach do
150 tys. zł w odległości 25 – 40 kilometrowe od Warszawy.
Na przykład – działka w Ustanowie za Zalesiem Górnym o powierzchni 1010 mkw.
kosztuje 120 tys. zł, we wsi Bieniewice, w okolicach Błonia (na zachód od
Warszawy), działka 620 mkw. kosztuje około 100 tys. zł, z kolei za działkę w
okolicach Tarczyna o powierzchni 1200 mkw. trzeba zapłacić 105 tys. zł.
– To tylko niektóre przykłady transakcji zawartych za pośrednictwem naszej
firmy w ciągu ostatnich dwóch miesięcy. Odnotowaliśmy także transakcje
sprzedaży działek o znacznie większym areale nabywane przez deweloperów, także
w odległości 30 – 40 km od Warszawy. Grunt w takiej lokalizacji kupowany w tej
chwili jeszcze po umiarkowanych cenach ma duży potencjał inwestycyjny – mówi
Leszek Baranowski.
Źródło: http://www.rp.pl/
drukuj stronę 2007-11-19