GEODEZJA Strona główna

GEODEZJA

Strona główna » Aktualności » Zanim porzucisz mieszkanie
Szukaj nieruchomości

Rodzaj nieruchomości:

Miejscowość:

Cena max (zł):

 

Pow. min (m2):

 

Pow. max (m2):

 

ID:

 

Szukany wyraz :

 

Szukaj projektu

biuro projektowe:

typ zabudowy:

Cena max (zł):

 

Pow. min (m2):

 

Pow. max (m2):

 

ID:

 

Szukany wyraz :

 

Kontakt:


Usługi geodezyjne

SKALAR

Waldemar Wrześniewski

ul. Długa 30D9
84-240 Reda
­

skalar@post.pl

tel.: 602 475 855

NIP: PL 841-121-57-69
REGON: 771277167

Zanim porzucisz mieszkanie

Zdarza się, że łatwiej wybudować dom, niż w nim mieszkać. Tak bywa, gdy przed zamianą bloku na budynek jednorodzinny nie przeanalizujemy swoich potrzeb i możliwości.

Jeśli ktoś zaczyna realizację marzenia o własnym domu od kupna gotowego projektu, gdy jeszcze nie ma działki, może to zwiastować kłopoty. Podobnie, gdy kupuje „okazyjnie” kawałek pola z nadzieją, że może się uda na byłym kartoflisku coś postawić, bo... okolica taka piękna.Problemy z przeprowadzką za miasto będą też miały osoby uzależnione od miejskich wygód oraz osoby zapracowane, wiecznie narzekające na brak czasu.

Oto kilka historii związanych z przeprowadzką i budową domu, które mogą być przestrogą dla niedoświadczonych, romantycznych lub spędzających życie w pracy inwestorów.

Piękne wierzby i woda

Młode małżeństwo postanowiło się usamodzielnić, czyli wyprowadzić od rodziców do własnego domu. Kilka miesięcy szukali działki, aż wreszcie dostali od znajomego znajomego telefon do człowieka, który sprzedawał ziemię.

Gdy młodzi zadzwonili, okazało się, że zostały mu dwie działki, z czego na jedną byli już wstępnie zdecydowani kupcy. Pojechali więc czym prędzej oglądać teren, który był wolny.

Położony w pięknej okolicy, bo właściwie na łąkach, teren porośnięty wierzbami, na których pokazały się bazie. Żona była nimi zachwycona, mąż wynegocjował cenę ostateczną, aby po nocy namysłu dać zadatek. Pozbierali pieniądze i kupili ziemię z postanowieniem, że jak najszybciej będą starać się o kredyt, aby zacząć budowę domu jeszcze w tym samym roku – planowali do zimy przynajmniej stan surowy. Mieli tylko dylemat: czy zapożyczyć się we frankach szwajcarskich czy w złotych.

Gdy zaczęli kompletować dokumenty dla banku – który po zbadaniu ich zdolności kredytowej zgodził się na kilkaset tysięcy złotych kredytu – zaprosili na działkę geodetę i budowlańca. Okazało się, że chociaż działka teoretycznie jest budowlana, to praktycznie trudno na niej postawić dom. Kiedy fachowiec zobaczył bazie, którymi zachwycała się niedoszła inwestorka, wbił łopatę w ziemię. Intuicja go nie myliła: wspaniale położona na łąkach działka była podmokła. Nie było tam grząsko, tylko wody gruntowe znajdowały się wysoko. Dlaczego młodzi ludzie tego nie sprawdzli przed transakcją?

Małżeństwo stanęło przed dylematem: inwestować w odwodnienie terenu i na stałe montować w budynku specjalną pompę, która chroniłaby fundamenty domu przed wodą, czy lepiej już na tym etapie, przed wypłaceniem kredytu, wycofać się z inwestycji? Wybrali to drugie wyjście, bo walka z wodą znacznie podniosłaby koszty budowy, a z wilgocią być może musieliby borykać się latami. Dlatego sprzedali ziemię.

Marzenie o prądzie

Znajomy pięć lat temu, także „okazyjnie”, kupił piękny teren pod dom. Nieruchomość 20 km od Warszawy, na polach podzielonych na 1500-metrowe działki, otoczona lasem z trzech stron, wprost wymarzona, gdy ktoś chce się odciąć od zgiełku miasta, a jednak musi tam bywać w związku z pracą.W gminie kupujący usłyszał, że jest to tzw. teren rolno-osadniczy, więc dostanie pozwolenie na budowę. Do tej pory nie wykopał jednak nawet dziury w ziemi, gdyż nie dostał zgody na inwestycję, bo zakład energetyczny nie pozwolił mu na „podłączenie się do słupa w polu”. A bez prądu domu być nie może.

Zakład uznał tymczasem, że budowa dodatkowych domów na tamtym terenie bez nowego transformatora jest niemożliwa... A ten powstanie, gdy inwestycja będzie opłacalna. Transformatora do dziś brakuje. Właściciel pięknej działki już wiele miesięcy temu porzucił myśl o budowaniu tam domu, nawet latem nie przyjeżdża na swoje pole, nie pojedynkuje się o prąd.

Powrót do apartamentu

Państwo W. od lat marzyli, aby porzucić duże miasto i zamieszkać z dala od spalin i hałasu. Po kilku latach małżeństwa, kiedy mieli już lepszą pracę, postanowili zamienić swoje trzy pokoje w bloku na 250 mkw. za miastem. Mówili, że potrzebują przestrzeni i zieleni po pracy.Postanowili, że działka i dom będą inwestycją ich życia. Budowa trwała dwa lata. Dom był trochę na zapas jak na ich potrzeby: przestronny, piętrowy, wykończony z użyciem dobrej jakości materiałów – bez oszczędności. Kuchnia i łazienki okazały się najdroższymi pomieszczeniami w domu ze względu na nowoczesne wyposażenie.

Dużo W. zainwestowali także w ogród – trawa gęsta jak dywan, mnóstwo nasadzeń, oczko wodne. Garaż, brama, system podlewający zieleń – pełna automatyka. Duży taras, aby w weekendy pić na nim kawę, kamienny grill, altanka.

Dość szybko W. zorientowali się jednak, że mają za mało czasu, aby korzystać ze wszystkiego, w co zainwestowali. Superwanna –podświetlana, taka duża, że do starej łazienki na pewno by nie weszła, z mnóstwem dysz masujących – stała właściwie nieużywana, bo zastępował ją prysznic, podobny do tego, jaki mieli w bloku. Brakowało im także czasu na relaks w ogrodzie. Nie to jednak było najbardziej przykre. Prawdziwe kłopoty nadeszły wraz z zimą. Drewno, które kupili do kominka, było mokre, więc zrezygnowali z romantycznych wieczorów przy ogniu, bo ten nie chciał się palić (a z siedzeniem przy kominku m.in. kojarzyła im się przeprowadzka do domu).

Śnieg jednak, czyli odgarnianie go z podjazdu czy blokująca się w najmniej odpowiednim momencie automatyczna brama wjazdowa – to wszystko przygniotło państwa W. szczególnie mocno. Miało być przecież komfortowo i spokojnie, a tymczasem codzienne wyzwania związane z utrzymaniem domu przerastały ich. Postanowili, że przetrzymają do wiosny, a potem znów będzie normalnie.

Niestety, ta piękna pora roku dla posiadaczy działki oznaczała kolejne wyzwania: zgrabienie podwórka, skoszenie trawy, przycięcie krzewów etc. Ładnie urządzony teren domagał się ręki gospodarza, którego... ciągle nie było. W tygodniu podróżował służbowo, a w weekendy odpoczywał. Można było kogoś wynająć, ale jak go samego wpuścić na teren, skoro gospodarze długo pracowali?

Czarę goryczy przepełniła brama garażowa, która pewnego ranka nie chciała wypuścić pani domu i jej auta do pracy, po raz kolejny zresztą. Tymczasem pana domu nie było, bo był w kolejnej delegacji – pracował ciężko na coś, z czego właściwie nie korzystał. Gdy W. wrócił, żona oznajmiła, że ma dość tego domu i właściwie szuka nowego mieszkania. Podobno W. spadł kamień z serca, bo sam czuł, że posiadanie domu go przerasta.Państwo W. zamienili więc swój luksusowy dom na peryferiach na równie luksusowy apartament w mieście. Największą zaletą nowego lokum, oprócz lokalizacji w centrum, był... administrator budynku. Rozwiązywał bowiem ich bieżące problemy.

Życie w samochodzie

Jest taka rzecz, bez której nie da się żyć w domu za miastem, szczególnie pracując w centrum oraz mając dzieci w wieku szkolnym. Chodzi oczywiście o samochód. Najlepiej, gdy w takiej sytuacji są dwa auta w rodzinie. Ich posiadane jednak nie tylko podnosi koszty utrzymania, ale także wpływa znacząco na zmianę jakości życia.

Znajoma opowiadała, że odkąd wyprowadzili się pod miasto, do wymarzonego domu, właściwie spędza życie w samochodzie, rozwożąc dzieci i stojąc w korkach. Mówiła, że zdawali sobie z mężem sprawę, że koszty ogrzewania w sezonie będą wyższe niż w bloku, że trzeba będzie poświęcić czas na dbanie o działkę, bieżącą konserwację domu. Nie mieli jednak świadomości, z jak dużym obciążeniem finansowym będzie się wiązało utrzymanie dwóch aut w rodzinie, kiedy nawet do sklepu jest kilka kilometrów, do szkoły – kilkanaście, nie mówiąc o dojazdach do pracy. Do tego doszły podwózki dzieci na zajęcia pozalekcyjne oraz – z czym trudniej było się już rodzicom pogodzić – do rówieśników pociech, na imprezy.

– Jak znaleźć czas na zrobienie czegoś w domu czy wokół budynku, gdyż ciągle krążę jak taksówka. Więcej czasu stałam w tygodniu w korkach niż przy kuchni – opowiadała znajoma.

Po miesiącach rodzinnych przepychanek, kto ma się zwolnić z pracy, bo trzeba odwieźć czy przywieźć gdzieś dzieci, z kłopotu wybawił ich sąsiad, emerytowany taksówkarz. Dostał za zadanie wożenie dzieci do szkoły oraz na zajęcia w określone dni. Rodzice, żeby to udźwignąć finansowo, wyjeżdżali do pracy jednym samochodem. Gorzej było z powrotami. Żona zwykle czekała na męża w mieście, robiąc zakupy lub złoszcząc się, a pod wieczór zjeżdżali do domu.

Źródło : Rzeczpospolita

drukuj stronę   2008-05-05