Inwestowanie w nieruchomości zagraniczne
Rok 2004 - początki
inwestowania w Polsce
Do roku 2004 w Polsce grono osób inwestujących w nieruchomości było stosunkowo
niewielkie, tylko nieliczni klienci kupowali mieszkania z myślą o wynajmie.
Transakcji spekulacyjnych było jeszcze mniej. Przeprowadzone w tamtym okresie
badania wskazywały, że tylko 2% respondentów uważało zakup mieszkania za dobrą
lokatę kapitału.
Tymczasem w 2004 roku na rynku polskim zaczęli pojawiać się pierwsi inwestorzy zagraniczni - głównie Brytyjczycy i Irlandczycy. Dlaczego akurat z tych krajów? Przede wszystkim dlatego, że na Wyspach tradycja inwestowania jest dosyć długa, a tamtejsi inwestorzy korzystali z zyskownych okazji nie tylko na rodzimych rynkach, ale również np. w Hiszpanii.
Polskę pierwsi
odkryli cudzoziemcy
Paradoksalnie, rynek polski został wcześniej dostrzeżony przez cudzoziemców niż
przez polskich inwestorów. Dla inwestora brytyjskiego sytuacja gospodarcza
Polski z roku 2004, którą charakteryzowały przede wszystkim: spadek stóp
procentowych, poprawa na rynku pracy i akcesja do Unii Europejskiej w
połączeniu z deficytem mieszkaniowym, była istotnym sygnałem, że na prawdziwe
zyski można liczyć właśnie w Polsce - a nie na przegrzanym rynku brytyjskim czy
hiszpańskim. Kiedy firma redNet po raz pierwszy organizowała grupowy zakup
ponad 50 mieszkań dla inwestorów z Wielkiej Brytanii - była to absolutna nowość
na rynku. Dziś mieszkania te warte są trzykrotnie więcej, a biorąc pod uwagę
ponad 40-procentową aprecjację polskiej waluty - zyski są jeszcze większe.
Liczby mówią same za siebie: każde 100 funtów zainwestowane w tym okresie daje
obecnemu właścicielowi nieco ponad 400. Jak widać - było warto, bo brytyjskim
inwestorom kupującym w tym czasie mieszkania na rynku lokalnym pozostały
jedynie pot i łzy.
Polacy szybko się
uczą
W kilka miesięcy po pojawieniu się na polskim rynku inwestorów anglosaskich,
zaistnieli na nim również krajowi inwestorzy. Wszyscy przechodziliśmy
przyspieszony kurs inwestowania w nieruchomości, nauczyliśmy się doceniać
pozytywne skutki dźwigni finansowej, a deweloperzy nauczyli się przygotowywać
oferty szyte na miarę inwestorów. Czy dziś, w dobie drogich mieszkań w Polsce,
inwestowanie w nieruchomości ma sens? I czy Polacy -staną się narodem otwartym,
korzystającym z pozytywnych efektów globalizacji i inwestującym na całym
świecie? Już teraz widać, że jest to możliwe. Zresztą odważni pionierzy mogą
już zacierać ręce, bo ceny w promowanym przez redNet w czerwcu 2007 roku
pierwszym projekcie w Malezji wzrosły o około 30 %. Tymczasem rynek polski
przechodzi raczej trudny okres.
Zmiany na
gospodarczej mapie świata
Możliwość inwestowania zagranicą to jeden z najbardziej pozytywnych aspektów
globalizacji, pozwala bowiem uniezależnić nas od koniunktury w jednym kraju
bądź też rejonie świata. Jeszcze niedawno ton gospodarce światowej nadawały
kraje bardziej ryzykowne, ponieważ niektóre z tych krajów cechują się znaczną
niestabilnością, a niektórym grozi nawet wojna.
Sytuacja gospodarcza
kraju w kontekście rynku nieruchomości
Decydując się na inwestowanie w nieruchomości zagraniczne oczywiście
staramy
się wybrać kraj, w którym ceny nieruchomości wzrosną, czyli powtórzą
sukces
lokat inwestorów brytyjskich w Polsce z roku 2004. Łatwiej jednak
powiedzieć
niż zrobić, bo inwestowanie na rynku mieszkaniowym wymaga naprawdę
sporej
wiedzy. Proste analogie nie wystarczą. Dla przykładu: biorąc pod uwagę
siłę
nabywczą ludności, apartamenty w stolicy Indii są ponad 10 razy droższe
niż
podobne mieszkania w Berlinie. Dzieje się tak dlatego, że w Niemczech
potrzeby
mieszkaniowe ludności są w większości zaspokojone przez wysokiej
jakości
budynki mieszkalne, liczba ludności kraju zmniejsza się. Odwrotnie
sytuacja
wygląda w Indiach. Jest to bowiem kraj o najszybszym tempie przyrostu
naturalnego, za którym nie nadąża sytuacja na dramatycznie słabo
rozwiniętym
rynku mieszkaniowym. A więc przyglądając się poszczególnym rynkom,
zwracajmy z
grupy G7, skupiające USA, Kanadę, Japonię oraz najbogatsze kraje
Europy. Jednak
obecnie to już nie one grają pierwsze skrzypce wśród gospodarek na
świecie. W
2003 roku opublikowany został słynny raport banku inwestycyjnego
Goldman Sachs,
który wykreował termin BRIC pochodzący od pierwszych liter nazw państw:
Brazylii, Rosji, Indii i Chin. Wg tego raportu w roku 2050 światowa
gospodarka
zostanie zdominowana przez te cztery kraje. Już dziś wiemy jednak, że
analitycy
mieli rację - wystarczy prześledzić wykresy indeksów giełdowych w tych
krajach.
Zachęceni sukcesem, analitycy banku opublikowali w grudniu 2005 roku
kolejny
raport, na łamach którego wprowadzili kolejny termin Next 11
oznaczający dalszą
grupę krajów, które w roku 2050 będą konkurować z G7 i BRIC o prymat
w gospodarce globalnej. Ten raport był bardzo odważny, jednak prognozy
analityków
są o wiele uwagę nie na samą sytuację gospodarczą, ale raczej na jej
ZMIANY,
zwłaszcza w kontekście demografii i tendencji migracyjnych.
Jakie kraje warto
obstawiać?
Idąc po linii najmniejszego oporu należałoby wybrać kraje BRIC. Jednak rynek
nieruchomości to nie to samo, co rynek akcji. Na inwestowanie w Moskwie i w
wielu miastach Rosji jest już za późno, bowiem ceny nieruchomości należą tu do
najdroższych na świecie. Ceny w głównych miastach Chin i Indii również są
wysokie. Ponadto w tych krajach prawo ogranicza możliwości zakupu mieszkań
przez obcokrajowców.
Co innego Brazylia. Zdaniem redNet Investment oraz wielu analityków brazylijski rynek jest bardzo obiecujący. Dowodzą tego przede wszystkim szybko rosnąca gospodarka, bardzo korzystne tendencje demograficzne oraz bogate zasoby drożejących ostatnio surowców naturalnych, a także odkryte niedawno złoża ropy naftowej (większe niż łączna zasobność złóż na terenie USA). Rezerwy surowców, porównywalne z rosyjskimi, zapewniają Brazylii miejsce w ścisłej czołówce najbardziej zasobnych w nie krajów świata. Warto podkreślić, że Brazylia jest światowym potentatem w produkcji drożejącej-Ostatnio żywnośc4 włynv jednym z największych eksporterów ryżu, którego ceny wzrosły niedawno o ponad 100%. Dodajmy do tego silną walutę i szybko spadającą inflację oraz stopy procentowe. Czy to powtórka z sytuacji w Polsce z roku 2004? Być może, ale warto dodać, że kraj znany w przeszłości (podobnie zresztą jak Polska) z olbrzymiego zadłużenia, ma obecnie - w przeciwieństwie do Polski - nadwyżkę budżetową i nadwyżkę w handlu zagranicznym. A ceny nieruchomości przypominają ceny w Polsce z roku 2004...
A co z krajami Next
11?
redNet
Investment wskazuje szczególnie na dwa z nich - Egipt i Turcję.
80-milionowy
Egipt to najludniejszy kraj Afryki, który od niedawna jest bardzo
otwarty na
inwestycje zagraniczne. Dość powiedzieć, że zdecydowano się tam
na prywatyzację
banków. Podobnie jak Brazylia, Egipt ma bardzo korzystne prognozy
demograficzne. A według prognoz Goldman Sachs średnie tempo wzrostu PKB
tego
kraju ma być jednym z najwyższych na świecie. Egipt to jednak przede
wszystkim
zdecydowany faworyt wśród inwestorów planujących zakup nieruchomości
turystycznych. Jest to bowiem kraj, który ma chyba najlepsze na świecie
warunki
do rozwoju turystyki - piękną pogodę przez cały rok, atrakcyjne warunki
do
nurkowania oraz historyczne zabytki. Warto wspomnieć też o lokalizacji
- bliskość Europy, Rosji oraz bogatych państw Bliskiego Wschodu to
ogromne atuty
geopolityczne tego kraju. Po Dubaju i innych emiratach arabskich to
pierwszy
kraj, w którym powstaną megaprojekty nowej generacji - jeden
z największych
deweloperów ze stolicy ZEA rozpoczyna tam właśnie realizację projektu o
powierzchni 32 mln mkw.
U Turcję zamieszkuje 70 milionów osób. Ten kraj na styku Europy i Azji wyróżniają bardzo dobre prognozy gospodarcze i demograficzne. Deficyt mieszkaniowy Turcji to ok. 4,3 min jednostek, przy czym połowa z istniejących zasobów nie nadaje się do użytkowania w dłuższym okresie. Turcja to obecnie numer l na liście życzeń wielu inwestorów brytyjskich. redNet Investment rekomenduje zwłaszcza inwestowanie w największym mieście Europy - Stambule, ostatnim tak dużym ośrodku w Europie o tak niskich cenach nowych mieszkań.
Źródło: http://tabelaofert.pl/
drukuj stronę 2008-05-20