Nie musisz się zgadzać na ubezpieczenie
Banki coraz częściej przy podpisywaniu umowy kredytowej proponują
nam lub wręcz obligują nas, do wykupienia różnego rodzaju ubezpieczeń. Często
jednak nie warto korzystać z takiej łączonej oferty
Przychodzimy do banku, pytamy o kredyt. Pracownica ocenia naszą zdolność
kredytową, a następnie przedstawia nam ofertę: kredyt w określonej kwocie i
wysokość kolejnych rat, zależnie od okresu, na jaki się zadłużamy. Nie każdy
wie, że już wtedy warto zapytać, czy w raty, o których mowa, jest wliczone
ubezpieczenie i czy możemy z niego zrezygnować? Wpływa ono bowiem na koszt
obsługi kredytu.
Co w zamian
Ostrożni klienci, traktując bank jako instytucję wartą zaufania, zwykle
zgadzają się na wszelkie dodatkowe ubezpieczenia, o ile oczywiście nie niosą
one ze sobą dużych kosztów. Zakładają, że kilkanaście złotych miesięcznie nie
zrobi im większej różnicy, a sen będą mieć dużo spokojniejszy.
– Warto jednak zastanowić się dokładnie, czy takie ubezpieczenie faktycznie
jest nam potrzebne oraz co dostajemy w zamian. Część banków wymaga wykupienia
ubezpieczenia na życie tylko w pewnych przypadkach, np. gdy kredytobiorca jest
jedynym żywicielem rodziny, osobą samotną lub w podeszłym wieku. Dla innych
jest to tylko opcja – mówi Łukasz Niewola, analityk z Home Broker.
Warto jednak pamiętać, że każde dodatkowe ubezpieczenie jest zyskiem dla
banku, a niekoniecznie kiedykolwiek nam się przyda.
– Banki bardzo często proponują dodatkowe ubezpieczenia, aby zrekompensować
sobie różne formy zniżek, takie jak 0 proc. prowizji. Jeśli jednak możemy
wybrać: zapłacić prowizję lub wykupić ubezpieczenie, wtedy nie ma się co
zastanawiać. Decydując się na wykup polisy w takim wypadku, możemy tylko zyskać
– dodaje Łukasz Niewola.
Musisz mieć wybór
Aleksandra Łukasiewicz, dyrektor ds. produktów bankowych w Open Finance,
podkreśla, że łączenie kredytu z różnego rodzaju ubezpieczeniami, czyli tzw.
bancassurance, jest coraz popularniejsze. Ubezpieczenia mogą być obowiązkowe i
wtedy jest to po prostu kolejna opłata okołokredytowa. Część banków proponuje
zamianę prowizji na ubezpieczenia – np. od bezrobocia, OC, wzrostu stawki
WIBOR. Koszt jest ten sam, a otrzymujemy coś dodatkowego. Coraz popularniejsze
staje się proponowanie przy okazji zaciągania kredytu wykupienia dodatkowych
ubezpieczeń, najczęściej na życie, od utraty pracy czy też niezdolności do
pracy.
– Przed podjęciem decyzji o skorzystaniu z tej propozycji warto się
zastanowić, czy dane ubezpieczenie jest nam w ogóle potrzebne. Jedyny żywiciel
rodziny potrzebuje ubezpieczenia na życie, ale para o wysokich zarobkach, gdzie
każda z osób może bez trudu samodzielnie obsługiwać kredyt, już niekoniecznie.
Warto też sprawdzić, ile kosztują tego typu ubezpieczenia na rynku i porównać
ich cenę – radzi Aleksandra Łukasiewicz.
– Banki proponują nam ubezpieczenia z dwóch powodów. Z jednej strony jest to
doskonały sposób na dodatkowy zarobek, bo duża część składki z ubezpieczenia
wraca do nich od firm ubezpieczeniowych – mówi Michał Macierzyński, analityk z
portalu bankier.pl. – Oczywiście nie oznacza to, że nie warto zabezpieczać
swojej przyszłości, natomiast niekoniecznie w ten sposób, który proponuje nam
bank. Tylko w wyjątkowych przypadkach wzięcie takiego ubezpieczenia jest
uzasadnione, np. gdy ktoś jest rzeczywiście poważnie lub przewlekle chory,
samodzielnie wychowuje małe dzieci itp.
Dokładnie policz
Wyliczenie, ile nas kosztuje ubezpieczenie, nie jest proste.
– Najlepiej poprosić pracownika banku o podanie miesięcznej raty z oraz bez
dodatkowych ubezpieczeń, wskazując, że świadomie rezygnuje się z wszystkich
fakultatywnych ubezpieczeń. Wystarczy potem pomnożyć różnicę pomiędzy tymi
dwoma wielkościami przez okres kredytowania, żeby dostać odpowiedź, ile
dodatkowo kosztuje nas takie ubezpieczenie. Od tego powinna zależeć decyzja,
czy decydujemy się na takie ubezpieczenie, czy nie – radzi Michał Macierzyński.
Jeśli patrzymy na wydatek miesięczny na ubezpieczenie, to nie wydaje się on
wielki. Miesięcznie trzeba bowiem zapłacić tylko o 50 zł więcej. Jednak w skali
roku robi to już różnicę w wysokości 600 zł.
Źródło: http://www.rp.pl/
drukuj stronę 2007-11-19